Witam, serdecznie
wszystkich odwiedzających tą stronę, która nie pozwoli mi zapomnieć o
niesamowitej przygodzie mojego życia jak i moich kompanów ze „Złombolowej” ekipy „Żuk4x4”.
Dziękuję również
wszystkim darczyńcą którzy wsparli poprzez naszą drużynę domy dziecka, jak i
wielu osobom którzy pomogli mam w tej oto wyprawie (IX edycji Złombol a trasa prowadziła z Katowic do Passo dello Stelvio, Włoch).
Darczyńcy:
-
ART SOUVENIRS
-
WENA REKLAMY
-
LAMAR
-
STALBET
-
ELEKTRO INSTALACJE
-
SATIX
-
prywatne osoby
Oto krótka opowieść jak
to było:
A początki nie były łatwe.
Miesięc przed wyprawą przy „Żuczku” prawe zdięcie od prawej Kacper idąc ku lewej Michał. Lewe zdięcie po lewej Kacper i ja Dawid.
A noc tuż przed wyprawą nie należała do
najkrótszych.
Kilka godzin przed wyjazdem tj. noc z 14-15
sierpnia 2015. Prawa strona fotografii pokazuje jak już wyjechaliśmy z garażu i
okazało się że pompka nie daje paliwa. Ale ta drobnostka została szybko
naprawiona co widać po uśmiechach Arka z prawej i moim z lewej.
Poranek gdzie powinniśmy już być w Katowickim
„Spodku”
Ale jesteśmy w Oławie za wiaduktem i
zastanawiamy się czego gotuje nam się woda w chłodnicy. Szybka poprawka i
jedziemy.
Pod „Spodkiem”
Od lewej szczęśliwi Michał, ja Dawid, Arek i
Kacper. A na lewej fot. mistrzowie z Warszawy, ekipa Żuka strażackiego która
ulepszając swój pojazd namówiła nas na dalszą jazdę. Pozdro
ekipa nr 377
Po chwili jazdy (kilka godzin), wspólna
fotka z postoju w Czechach i chyba ostatnia z ekipą 377
My mkniemy dalej
Pomimo średniej, może inaczej, maksymalnej
prędkości 60km/h przejeżdżamy szczęśliwie Czechy i Austrie
Postój za Wiedniem gdzie po kilku kolejnych
godz. doganiamy „peleton złombolistów”, szkoda że oni
ruszali po nocy dalej a myśmy próbowali się wyspać. Grilowanie
też miało miejsce co widać powyżej.
Relakx na Szwajcarskich peryferiach.
Błękitne Szwajcarskie „bajora”
Przepiękne Alpejskie widoki
Natura jest przepiękna a człowiek pozawijał
tam te dróżki.
Mknąc dalej przed siebie jak „petarda” mijamy
kolejne miasteczka, ratujemy życie Włoskiemu rowerzyście nie potrancając go cudem.
Po gonitwie spodkanie w Domaso
Wspólna integracja nad niezwykle ciepłym i czystym
jeziorem nie tylko jeziorem:)
Pomimo kilkunastu drobnym awariom... nie poddajemy
się.
Finiszujemy cali i zdrowi w do
Passo dello Stelvio
I jedziemy dalej przy okazji oglądając niesamowite
widoki których nie sposób opisać :)
Dziękuje raz jeszcze wszystkim dzięki którym
mogłem przeżyć wyprawę życia z moimi przyjaciółmi. A tym samym mogliśmy pomóc
dzieciom z domów dziecka.